Bez wątpienia czarowanie było sztuką użytkową. Uprawiały ją zarówno kobiety jak i mężczyźni.
Niezależnie od tego niektóre czarujące kobiety się spotykały. Koło wsi Suków Babie jeszcze w XX w. może w latach -50, -60 ?
Uprawiały też erotyczno mistyczną sztukę podniebnych lotów. Maść czarownicy, odurzająca, narkotyzująca, dająca wizje (odlot), była najczęściej wprowadzana z wykorzystaniem sprzętów o fallicznych kształtach. Używano nie tylko trzonka miotły ale również wideł (dwuzębne, całe drewniane), łopaty piecowej do chleba, ożoga (płytka łopatka ustawiona pod kątem 90° do długiego trzonka, służąca do wygarniania węgli z pieca chlebowego), pomiotła (miotełka do zgarniania resztek popiołu z wnętrza pieca chlebowego) i inne.
Hitem były maślnice. Z dwóch powodów. Miały kształt (trzonka), o który idzie

a samo ubijanie śmietany by otrzymać masło przypominało chwytem i ruchem dość erotyczne czynności. Stąd w Indiach i Indonezji zdarzały się erotyczne płaskorzeźby gdzie przedstawiano stosunek płciowy z kobietą, która ubijała w tym czasie masło. Nota bene maślnice mieli identyczne jak nasze, od Nepalu do południowych krańców Indonezji.
Diabeł sadłem kaszę krasi,
sowa w dzieży żur pitrasi.
Stary puchacz na gałęzi,
ni to śpiewa, ni to rzęzi.
Hej siostrzyce - czarownice !
Dalej żywo na Łysicę !
Na pomiotła ! Na ożogi !
Niech ludziska pomrą
z trwogi.
Na łopacie wiedźma gna.
Hopsasa ! Hopsasa !
Na wyścigi pędzą strzygi.
Mkną przez krzaki wilkołaki.
Bladolice topielice,
suną chyłkiem na Łysicę.
Na łopacie wiedźma gna.
Hopsasa ! Hopsasa !
Niżej czarownice na miotle i na maślnicy, świętokrzyskie - w zapaskach.
A tak, jedna ma jeszcze chustkę na głowie
